Pacjent, 77 lat

Rak prostaty

W moim wieku liczy się każdy dzień! – stwierdził pacjent po operacji robotycznej w Nowym Sączu

Patrzę, korytarzem biegnie do mnie lekarz, je kanapkę. Mówię: doktorze, pan usiądzie i zje to śniadanie, ja poczekam. On, że nie może, bo pacjenci czekają. Wtedy sobie pomyślałem: mój Boże, tu jest lepsza opieka niż za Gierka w szpitalach na Śląsku. A wiem coś o tym, bo żona dwa razy na serce tam się leczyła – takie są wrażenia pana Jacka, po pobycie na oddziale urologii szpitala w Nowym Sączu.

– Mam 77 lat, mieszkam w gminie Bobowa, do szpitala powiatowego w Gorlicach mam jakieś 28-30 km. Ale gdy zdiagnozowano u mnie raka prostaty, wybrałem szpital w Nowym Sączu – tak swą opowieść zaczyna pan Jacek. – Jakoś rok temu zacząłem mieć niepokojące objawy. Odczuwałem ból w dole brzucha, kilka razy w nocy musiałem stawać do toalety. Pomyślałem: nie ma rady, trzeba iść do urologa. Trafiłem do gabinetu w Nowym Sączu, dostałem skierowanie na rezonans magnetyczny. Gdy przyszły wyniki, lekarz zarządził biopsję – opowiada.

– Wyniki były jednoznaczne: to rak. Pan ordynator urologii w Nowym Sączu zaprosił mnie na rozmowę, rekomendował usunięcie prostaty. Objaśniał mi, jakie skutki ten zabieg będzie dla mnie miał, a jakie zalety. Rozmawiałem o tym też z żona i córką – wspomina.

– Ordynator prosił, żebym się zastanowił nad wyborem metody leczenia. Miałem swoje źródła, córka wykłada na biologii w Krakowie, wszyscy absolutnie byliśmy przekonani, że trzeba postawić na zabieg robotyczny. To wszystko działo się na początku roku. – opowiada pan Jacek.    

Diagnoza zapadła na przełomie lutego i marca 2025 roku, w kwietniu doszło do operacji usunięcia prostaty.

– Na oddział przyjechałem w czwartek. Operacja miała być w piątek. Ciśnienie skoczyło mi od razu po przekroczeniu progu. Ja już tak mam. Poprosiłem lekarzy, żeby wzięli mnie z samego rana na stół operacyjny, bo emocjonalnie podchodzę do takich historii i od razu mam problem z tym ciśnieniem – mówi mężczyzna. 

W piątek był pierwszym operowanym pacjentem. – Trzy godziny i po wszystkim, na salę wróciłem bez bólu, środków przeciwbólowych też specjalnie nie potrzebowałem. Jeszcze w piątek po południu zacząłem siadać na łóżku, a w sobotę to już nawet wstałem. Nie było tak źle, jak człowiek sobie myślał przed tym zabiegiem. Ale to pewnie dlatego, że robili operacje tym robotem – dodaje.

– Od razu zauważyłem,  że na tej urologii jest taka staranna opieka. W noc po operacji co chwila były pielęgniarki, sprawdzały, czy nic nam nie potrzeba, pytały czy dać coś na sen. Chciałem spokojnie pospać, wiec dostałem leki. Rano urolodzy z wizytą, ordynator odpowiada na wszystkie pytania. – relacjonuje.

Jak opowiada, w sobotę po operacji, zaczął już chodzić, w niedzielę było już zupełnie dobrze, a w poniedziałek rano wyszedł ze szpitala.

Wspomina, że wcześniej miał inne zabiegi chirurgiczne, ale ciężej je przechodził, pomimo że był młodszy.

Jest w nim żal do naszego systemu opieki medycznej, bo podwyższony wynik PSA miał już trzy lata temu, ale został on w pewien sposób zignorowany. Ten stan tłumaczy trochę pandemia, ale nie do końca. Zastanawia się, czy mógł szybciej trafić do specjalisty. Bo gdy zaczął leczenie w tym roku, bał się już przerzutów. 

– Zadałam takie pytanie mojemu urologowi. Miałem się nie martwić na zapas. W lipcu byłem na pierwszej kontroli po operacji, we wrześniu będę na kolejnej. Lekarze nie kryli przede mną, że zdążyliśmy z tą operacja na ostatni moment. A ja sobie dziś myślę, ile ta pandemia złego ludziom zrobiła! – wzdycha.

– Ale teraz to ludzie znów naprawdę chcą się leczyć. Szukają dobrych lekarzy na urologii w Sączu spotkałem panią nauczycielkę, która tam ze Śląska za lekarzem przyjechała. Nic dziwnego, bo za dobrym lekarzem pacjent pojedzie choćby na drugo koniec Polski. A dobry lekarz to taki specjalista, który potrafi na duchu podnieść, bo przecież wszystko zaczyna się w głowie – analizuje pan Jacek.

A nawet się dziwi: – Do czego to doszło, że dziś ze Śląska do Nowego Sącza przyjeżdżają pacjenci, a jeszcze kilkanaście lat temu, to było nie do pomyślenia!

– Dodam też, że w tym Nowym Sączu lekarze są jacyś inni! Człowiek miał czas, to ich obserwował. Oni wiecznie są w biegu! Raz patrzę, a tu jeden taki po korytarzu z kanapką zasuwa. Chyba jeszcze nie zdążył nawet zjeść śniadania. Ja do niego: niechże pan to łyknie, doje tę kanapkę. A on, że nie da rady, pacjenci czekają. – dodaje.

I znów wraca do wspomnień. Pan Jacek: – Żona jest po dwóch zawałach. Nie mogę powiedzieć, w Zabrzu dbali o nią. Ale o godzinie piątej po południu widać było, że szef skończył pracę. Szpital zwalniał. A tu jest inaczej. Wszyscy w biegu na okrągło. Przyjdzie piąta rano już dzielą leki, krzątają się. Urologia to oddział mały, ale jaki zorganizowany! Czyściutko, pomimo nawału pracy wszyscy życzliwi, sami podchodzą, pytają czy coś nie trzeba. Czy nic nie dolega, a czy nie boli? Pustych łóżek praktycznie nie ma, ciągły ruch, a nikt nie narzeka. Zobaczyć jak to wygląda to było bardzo budujące uczucie! 

Poznaj historie innych pacjentów

Rak prostaty

Rak prostaty

Rak prostaty

Rak prostaty

Rak prostaty

Rak prostaty

Rak prostaty

Napisz do nas