Joanna pomagała lekarzowi choremu na raka trzustki. Gdy okazało się, że sama ma raka trzonu macicy, ten zrobił wszystko, by znaleźć dla niej ratunek.
Dokładnie pamiętam ten dzień: wiozę naszego doktora chorego na raka trzustki z Warszawy, z onkologii. Mówię mu wtedy, że mam raka trzonu macicy. Milczymy. Płaczemy. W nocy przysyła mi sms-a: znalazłem szpital w Krakowie, musi pani tam jechać, oni specjalizują się w takich operacjach.
Joanna ciężko przeżyła ostatni dzień Wszystkich Świętych. Lekarz, którego wtedy wiozła do Warszawy, 30 lat pracował w jej miejscowości, znał tutaj wszystkich. Od matek, aż po porody ich córek, które dopiero co były w pieluchach, a już przynoszą mu własne dzieciaki. Zżyty z miejscowymi, on pomagał im, oni – gdy sam zachorował – byli przy nim. – Woziłam go do szpitala – na chemię i naświetlania. Już wiedział, że jest z nim źle.
Joanna ma 47 lat, mąż marynarz, córka 17 lat. 10 hektarów pod folią, truskawki i maliny. Koleżanka Jola. I inne koleżanki. Może zmieniłaby tę wyliczankę, dziś podała inną kolejność.
Jola jest tu kluczowa, a właściwie była w grudniu 2020 roku, gdy zaprowadziła ją do swojej ginekolog. – Musisz tam iść – mówiła mi. Miałam takie obfite miesiączki, a przy tym bóle krzyża. Jak na to narzekałam, to mi mówili „taka twoja uroda”, każda miesiączka boli. Ale w końcu, a od ostatniej wizyty minęło trzy lata, więc siedzę z nią przed tym gabinetem. Jest 18 grudnia – opowiada Joanna.
– Asia, ty musisz tam iść, nie odpuszczę, bo jesteś moją przyjaciółką, to słyszałam od niej ciągle. Pani doktor robi USG dopochwowe, mówi „jest mięśniak, trzeba to usunąć”. Pobiera cytologię. Wychodzi dobrze.
– Tego mięśniaka muszę się pozbyć, bo to on powoduje takie bóle i krwawienie. Przez to mam tragiczne niedobory żelaza. Jak wyniki hemoglobiny szybko się nie poprawią, to operacji nie będzie. A mówią mi, że z tą abrazją, czyli łyżeczkowaniem macicy, trzeba się śpieszyć.
– Robię co mogę, leki łykam, jem mięso, pietruszkę w dużych ilościach. Pod koniec stycznia mam tę hemoglobinę w normie. 14 lutego biorą mnie do szpitala na abrazję. 19 lutego posyłają próbki na histopatologię. 5 marca przychodzą wyniki: mięśniak trzonu macicy, rak endometrium.
– Dzwoni z tym do mnie moja pani ginekolog. Mówi, że potrzebna jest operacja onkologiczna, wystawia kartę DILO. Jola szuka miejsca w Centrum Onkologii. Dla mnie to jak grom z jasnego nieba. Mąż gdzieś na morzu, chce zejść z pokładu w najbliższym porcie i wracać do domu.
– W tym wszystkim, a jest tuż przed Wielkanocą doktor Sławomir, czyli nasz pan doktor z wioski, poprosił mnie, żebym podrzuciła go do Warszawy, to jakieś 60 km od nas. Do szpitala, z tym rakiem trzustki się męczył. A jak wracaliśmy to pokazałam mu moje wyniki. A on wtedy do mnie: ja nikomu nie chcę robić nadziei, ale sam walczę do końca.
– Ale tej samej nocy obudził mnie sms od niego. Napisał mi, że znalazł w internecie Szpital na Klinach, który wykonuje takie zabiegi onkologiczne dla kobiet, jakich mi potrzeba. Pani zadzwoni, pani się umówi, pani musi – tak mi napisał.
Joanna do krakowskiego Szpitala na Klinach zadzwoniła 15 marca 2021 roku. 23 marca była już na pierwszej wizycie. Została zakwalifikowana do programu operacji z wykorzystaniem robota, który finansowany jest z grantu badawczego UE i ukierunkowany jest na operacje kobiet z rakiem trzonu macicy.
– Boże, jak ja się bałam. Czekałam na tę kwalifikację, no ale byłam strzępkiem nerwów. Do końca nie wierzyłam, że to wszystko, w prywatnym szpitalu, tak może być za zero złotych. Ale telefon w końcu zadzwonił, to było w wielki piątek. Po świętach miałam już mieć operację. Ale co to były za święta. Żadnej radości. Wszyscy w nerwach i oczekiwaniu.
– Moja operacja była trudna. Miałam usuniętą: macicę, jajniki, węzły chłonne. Obyło się bez radioterapii.
– Nasz pan doktor doczekał mojej operacji, patrzył jak zdrowiałam. Potem jeszcze jeździłam kupować mu leki na uśmierzenie bólu, ale widać było, że gasł nam w oczach. Dożył do jesieni. Nie mogłam o nim przestać myśleć w te zaduszki. Może ten sms w nocy od niego uratował moje życie?
– W wakacje mąż wrócił z rejsu. Ja już po operacji, pod foliami, w tych malinach i truskawkach nie mogę pracować. Siedzę w papierach, bo gospodarstwo wymaga i takiej pracy, nadzoru nad ludźmi. Życie to nam się przewartościowało całe.
Cesarz wszech chorób. Biografia raka: „Śmierć człowieka jest jak upadek państwa potężnego, /Które miało bitne armie, wodzów i proroków, /I porty bogate, i na wszystkich morzach okręty, /A teraz nie przyjdzie nikomu z pomocą, z nikim nie zawrze przymierza” – Czesław Miłosz, fragment wiersza Upadek.